Hej
Oto kolejny rozdział opowiadania. Postanowiłam nie pisać kolejnych rozdziałów w formie specjalów tylko potraktowałam rozpoczęcie serii jako sam w sobie specjal. A więc miłego czytania!
"Zaginiony" rozdział 2
„- O Boże… -westchnęłam cicho. -Oby nic
mu się nie stało…- mówiąc to podążałam dalej przed siebie zbliżając się do
żelaznych bram Epony.”
Szłam tak przez dobre kilka kilometrów za tropem galopującego konia.
Mijałam pola pełne krzewów winnych, farmy, jeziorka. Po kilku godzinach
wyczerpującego marszu zboczyłam ze śladu i przysiadłam na kamieniu. Nogi okrutnie
mnie bolały i powoli zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa. Odpoczywałam obok
krętej drogi prowadzącej w stronę Nowej Grani. Oparłam głowę na dłoniach roniąc
pojedyncze łzy. Nie byłam osobą która łatwo się poddawała, jednak powoli
zaczynałam tracić nadzieję. Nie miałam pojęcia gdzie może być Flame. W tym
momencie czułam się bezsilna, jedyne co mogłam robić dalej to kontynuować
tropienie śladów. Wstałam szybko, momentalnie nabierając sił i ruszyłam przed
siebie.
-Znajdę go! Muszę go znaleźć!- krzyknęłam sama do siebie.
-Harry -
Czas dłużył mi się
niemiłosiernie. Byłem znudzony, zaniepokojony i rozdrażniony w tym samym
momencie. Sam nie wiem które odczucie górowało. Nie miałem co robić więc
usiadłem na beli siana aby trochę ochłonąć i pomyśleć. Ten dzień był szalony i
pełen emocji, chwila przerwy to coś czego było mi trzeba.
Byłem wściekły po awanturze
ze Sky, czuję, że to koniec naszego związku. Tak. Ta huśtawka emocji chyba mnie
wykończy. Sam nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać... Już od dłuższego czasu
między nami nie było „okej”, wiedziałem, że eskalacja problemów nastąpi prędzej czy
później. Jak zwykle poszło o bzdurę a skończyło się na wysokim „C”. Mam dosyć znoszenia fochów
Sky i bezsensownych pretensji. Obojgu nam zrobi dobrze jak od siebie
odpoczniemy. Więc czemu się martwiłem? W sumie powinienem być zadowolony. A
jednak... Martwiłem się o Sadie. Pobiegła za Flame’m, była roztrzęsiona i wystraszona. Nie ma już jej kilka
godzin. Oby nic jej się nie stało... Nigdy nie doświadczyłem takiej sytuacji
jak ona i nie straciłem nic mającego dla mnie wielkiego znaczenia.
Czegoś za co byłbym
gotów do poświęceń. Sad jest niezwykle związana z jej koniem, są wręcz
nierozłączni. Gdy dziewczyna wyjeżdżała chociażby na kilka dni, Flame zawsze
zachowywał się niespokojnie. Gdy wracała siwek rżał jej na powitanie, wyraźnie
cieszył się na jej widok. Nie znam innego jeźdźca, który tak kocha swojego
czterokopytnego partnera, ich relacja to naprawdę coś niezwykłego!
Zeskoczyłem na ziemię i
otrzepałem się z resztek słomy. Muszę się czymś zająć zanim kompletnie pochłoną
mnie myśli. Lepiej zacząć działać niż siedzieć i rozmyślać bez sensu.
-Sadie-
Szłam, szłam i szłam.
Stawiałam krok za krokiem ze wzrokiem wbitym w zagłębienia w ziemi
przypominające podkowy. Co chwilę się rozglądałam aby zapamiętać drogę
powrotną. W pewnym momencie zauważyłam jaskrawy plakat wielkim napisem:
TARGI KONI NOWEJ GRANI
WIELKI WYBÓR RAS, PRZYSTĘPNE CENY, NIEZWYKŁE OKAZJE
Na plakacie widniała
także data oraz adres. Targi miały odbyć się jutro. Słyszałam już kiedyś o tej
imprezie. Była rozsławiona na całą wyspę a konie kupowane na targach często
stawały się czempionami w różnych dziedzinach. Nie interesując się dalej
plakatem ruszyłam ponownie przed siebie. Nagle się zatrzymałam. Upadłam na
kolana nie przejmując się powstałymi w
wyniku zetknięcia spodni z błotem plam. Ślady zmieszały się z innymi odciskami
kopyt. Teraz naprawdę nie wiedziałam co robić. Trzeba było zachować spokój i
nie myśleć tak impulsywnie... Możliwe że moje niespokojne działania
doprowadziły do tak fatalnego końca. Pochyliłam głowę i zaczęłam płakać.
Bezsilność i poczucie winy wzięły górę.
Poczułam doń na swoich plecach.
Podniosłam zapłakane oczy. Obok mnie stał bogato ubrany mężczyzna, w wieku
około sześćdziesięciu lat. Wstałam powoli, nie spuszczając wzroku z jegomościa,
wyraźnie zainteresowanego moją osobą.
- Czy coś się stało,
panienko?
- Nie... nic czym
musiałby się pan przejmować...- Odpowiedziałam ocierając łzy.
- Zdaje mi się, że
jednak tak nie jest. Proszę mi powiedzieć o co chodzi, może będę zdolny pomóc. –powiedział
nieznajomy z sympatycznym uśmiechem na twarzy.
- Zaginął mój koń. –powiedziałam
smutnym tonem spuszczając ponownie głowę.
- Może to nie będzie to
samo... ale czy zechciałaby panienka przyjrzeć się moim koniom? Niewątpliwie
żaden z nowych wierzchowców nie będzie tym samym co poprzedni, jednak może
będzie to odskocznia, która pozwoli przestać myśleć o tak ciężkiej stracie...?
Nie słuchając
dokładnie słów mężczyzny skinęłam głową i pozwoliłam się poprowadzić do sporego
ośrodka, w którym miały się odbyć najsłynniejsze w Jorviku targi koni.